Ostatnio stwierdziłam, że bardzo brakuje mi tego pysznego smaku knedli, którymi zawsze przed dietą kochałam się zajadać. No ale jak mogłabym niby zjeść teraz te wspaniałe kluski, podczas gdy są wykonane z mąki pszennej? Dlatego właśnie pomyślałam sobie, że skoro z kaszy jaglanej można zrobić tyyyyyyyyyle ciekawych rzeczy, poczynając od ciasteczek, a kończąc na przykład na zakwasie na żurek, to dlaczego by nie spróbować wyczarowania z niej knedli?
Powiem szczerze, że efektem byłam wręcz oszołomiona! Nie spodziewałam się, że kluski wykonane praktycznie z samej kaszy jaglanej mogą aż tak przypominać te zwykłe i być równie smaczne. Ba! Świadomość tego, jak są zdrowe, sprawia że są nawet smaczniejsze! Robiłam je z mamą już kilka razy i za każdym wychodziły świetne, raz tylko zdarzyło się, że rozleciały się podczas gotowania, ale to tylko i wyłącznie moja wina, bo zbyt długo je gotowałam, ale nawet jako papka w smaku były super! :)
Niestety dodanie truskawek (w moim przypadku; nadzienie można dać dowolne, ja na przykład następnym razem planuję wypróbować nadzienie szpinakowe) oraz niewielkiej ilości mąki ziemniaczanej nieco przeczy mojej diecie, jednak moja lekarka powiedziała, że owoce gotowane oraz pieczone przy kandydozie spokojnie można czasem zjeść, a mała ilość skrobi z ziemniaków raz na kiedyś nie zaszkodzi.
Także zapraszam serdecznie do wykonania przepisu i trzymam kciuki, żeby wszystko poszło Wam bezproblemowo! :)
Składniki:
- ok. 200g kaszy jaglanej
- czubata łyżka mąki ziemniaczanej
- szczypta soli
- masło
- nadzienie (w moim przypadku były to mrożone truskawki i ksylitol)
- Kaszę jaglaną ugotować (rozgotowana jest nawet lepsza), a następnie zmiksować na gładką, gęstą papkę i odstawić do przestudzenia.
- Gdy kasza ostygnie, dodać do niej mąkę i "zagnieść" ciasto (po prostu dokładnie wymieszać).
- Odrywać po kawałku ciasta, formować placek i wypełnić go nadzieniem (ja nakładałam na placek jedną truskawkę i sypałam na nią pół łyżeczki ksylitolu) oraz zlepić i uformować kulkę.
- Wrzucać knedle na gotującą się, osoloną wodę i gotować kilka minut (trzeba uważać, żeby się nie rozgotowały, bo się rozlecą).
- Wyłożyć na talerz i polać rozpuszczonym na patelni masełkiem. Ja swoje knedle posypałam jeszcze dodatkowo ksylitolem.
Myślę, że jedyną rzeczą, która przy wykonywaniu tych knedli może sprawiać problem, jest ich lepienie, ponieważ ciasto nieco się klei do rąk, ale raczej oczywistym jest, że należy po prostu ręce troszkę obtoczyć w mące, zanim weźmiemy się za formowanie kuleczek. :)
Z resztą, nawet gdyby coś się nie udawało, nie wolno się poddawać, gwarantuję, że te knedle naprawdę są warte wykonania, pomimo wszelkich nerwów przy ich robieniu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz